Wyspa ciszy. Zapraszamy na Alicudi!

Jest takie miejsce, gdzie nie ma dróg, samochodów, WiFi i restauracji. Gdzie rano rybacy wypływają w morze i to, co złowią je się na kolację. Gdzie wieczorem, siedząc przy świetle księżyca słychać tylko szum morza i rozmowy kilku osób w oddali. To właśnie Alicudi – najbardziej tajemnicza wyspa Włoch.

Alicudi to jedna z najmniejszych i zarazem wysunięta najdalej na zachód wyspa Archipelagu Liparyjskiego, w skład którego wchodzą jeszcze Lipari, Vulcano, Panarea, Salina, Filicudi i Stromboli. Włosi żartują, że jest to „uno scoglio in mezzo al mare”, czyli „skała na środku morza”. W rzeczywistości Alicudi to nieczynny wulkan o obszarze 5,2 km2. Zamieszkała jest tylko niewielka część wyspy. Nic dziwnego – Alicudi to po prostu skała, która w najwyższym punkcie ma 675 m. n.p.m. Zabudowania znajdziemy tylko na wschodnim brzegu wyspy. Pozostałe, niedostępne tereny to… królestwo dzikich kozic.

Na Alicudi przypłyniemy aliscafo, czyli wodolotem z Sycylii. Z Milazzo płynie się 3,5 godz., a z Palermo 45 minut. O Alicudi słyszał mało kto, nawet wśród Włochów. Jest to jedyna wyspa archipelagu, na której żyje się tak, jak kiedyś. Praktycznie nie ma tu turystów. Choć na wyspie są „dzielnice”, to nie ma prawdziwych ulic, a jedynie schodki zrobione z kamienia wulkanicznego (a to i tak luksus). Wyspa podzielona jest na kilka poziomów, czyli livelli, jak mówią o nich mieszkańcy. Na te wyższe, zakupy i bagaże transportuje się mułami, których na wyspie jest kilka. Co w przypadku np. remontu domu? Cóż…wtedy wynająć trzeba helikopter.

Nieznana wyspa Włoch

Alicudi zamieszkuje około 120 osób i oczywiście wszyscy się znają. Latem ta liczba nieco się zwiększa. Od jakiegoś czasu, pragnący spokoju Włosi i obcokrajowcy kupują tu domy i spędzają w nich letnie miesiące. Do niedawna na wyspie działał jeden hotel z restauracją, ale teraz wystawiony został na sprzedaż. Jeśli chcemy przenocować na wyspie, możemy wybrać jeden z kilku pensjonatów. Do dyspozycji będziemy mieć jeden sklep spożywczy i bar Airone, w którym wypijemy kawę, piwo, wino. Możemy też zjeść prostą kolację. Menu baru składa się z zwykle z trzech-czterech dań, które zmieniają się w zależności od tego, co uda się złowić. Należy również popytać o rybaka Silvio, który wraz z żoną urządza kolacje na swojej werandzie. Za stałą, określoną opłatą dostaniemy oliwki, chleb, kapary, lokalną sałatkę eolską, primo i secondo. Do tego napijemy się wina przywiezionego kilka dni wcześniej wodolotem z Sycylii.

Dlaczego tak mało wiadomo o Alicudi? Wyspa ta ma bardzo ciekawą historię, ale ze względu na swoje położenie, zawsze była odizolowana od reszty kraju, a nawet innych wysp eolskich. Nazywana niegdyś Ericusą, od porastającej jej rośliny erica (wrzośca), wyspa ta zamieszkana była już w XVII w. p.n.e.  W czasach panowania arabskiego nad tą częścią Morza Śródziemnego, Alicudi często była miejscem najazdu piratów. Z tego względu, mieszkańcy decydowali się na budowę domów w wysokich i trudno dostępnych miejscach.  

Z dala od świata

To odcięcie od świata i izolacja mieszkańców wyspy, którzy byli niemal zapomniani przez włoski rząd, przyczyniło się ciekawej, choć obecnie nieco wstydliwej historii wyspy. W latach 50-tych XX wieku odkryto, że przez setki lat mieszkańcy Alicudi jedli chleb wytwarzany ze zboża zatrutego sporyszem, czyli pasożytniczym grzybem, którego obecność w ziarnach zbóż i dalej w mące powodowała halucynacje. Zatrucie sporyszem, czyli ergotyzm, określane niegdyś jako „ogień świętego Antoniego” lub „święty ogień” prowadziło do masowych halucynacji. Wystarczy dodać, że to właśnie sporysz posłużył do produkcji LSD jako źródło ergotaminy. Co więcej, na Alicudi zawsze panowała bieda. Jedzenia tu się po prostu nie wyrzucało, nawet takiego pokrytego pleśnią. Fakt, że nikt przez lata nie zauważył, iż mieszkańcy Alicudi – kobiety, mężczyźni i dzieci – mimowolnie zatruwali się przez całe swoje życie pokazuje, jak odosobniona jest to wyspa. Na Alicudi nie było przyjezdnych i turystów. Jeszcze około 30 lat temu nie było nawet prądu i bieżącej wody.

Wyspa czarownic?

Być może to właśnie ten zatruty chleb przyczynił się do powstania kolejnej legendy wyspy – historii o czarownicach, które nie tylko rzucały urok i zamieniały mężczyzn w zwierzęta, były w stanie wywoływać trąby powietrzne, ale też potrafiły latać. Podobno maiare, jak mówi się na czarownice w lokalnym dialekcie, w ten sposób wybierały się na Sycylię i do Kalabrii. Ze swoich wypraw wracały obładowane smakołykami. Choć niektórzy mówią, że historie o latających kobietach w czarnych sukniach to po prostu efekt halucynacji, prawda jest jednak bardziej przyziemna.

Nieprzyjazna i niedostępna wyspa nigdy nie sprzyjała uprawom, a zwierząt hodowlanych praktycznie nie było. Rybołówstwem mieszkańcy Alicudi również zajmują się stosunkowo od niedawna. Małe poletka, wysoko w górach, na których pracowało się w palącym słońcu, nie dawały wystarczających plonów i mieszkańcy cierpieli głód. Kobiety musiały znaleźć jakiś sposób na to, by wykarmić swoje dzieci. Gdy na Alicudi zatrzymywali się rybacy, miejscowe kobiety spędzały z nimi noc. Nie było ich kilka godzin, a nad ranem wracały z jedzeniem, tak potrzebnym ich rodzinom. W ten sposób narodziła się legenda o latających czarownicach.     

Alicudi to jedno z niewielu miejsc w Europie, gdzie możemy naprawdę cieszyć się niczym niezakłóconą ciszą – leżąc samotnie na kamienistej plaży, pijąc wino na tarasie pod rozgwieżdżonym niebem, czy w trakcie odpoczynku podczas wędrówki w góry. Trzeba uważać tylko na jedno – powrót do cywilizacji może być bolesny!

Autorka:Anna Dyda

Zdjęcie: https://joinus.pl/almanach/porty/wlochy/alicudi-wyspy-liparyjskie-sycylia-wlochy/